Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do mojego pokoju. Sięgnęłam po telefon, który znajdował się pod poduszką by sprawdzić godzinę. Na wyświetlaczy dostrzegłam dwie wiadomości tekstowe.
Wstawaj śpiochu! Ile to można spać, byłem u Ciebie ale twoja mama powiedziała że jeszcze śpisz. Zlitowałem się nad Tobą i zostawiłem Cię w spokoju. Oddzwoń jak tylko wstaniesz, zabieram Cię na śniadanie z chłopakami. xx Louis.
To miłe z jego strony. Druga wiadomość rozbawiła mnie jeszcze bardziej :
Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj! Louis powiedział że dopóki nie wstaniesz nici z naszego śniadania, a chyba zdajesz sobie sprawę z tego że jestem głodny. A więc wstawaj!! xx Niall.
Głodomorek z niego. Tym razem to ja postanowiłam skrócić jego męczarnie i oddzwoniłam do Louisa. Umówiliśmy się za 15 minut pod jego domem. Założyłam pierwsze lepsze ubrania, zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w niechlujnego koka. Złapałam jeszcze okulary przeciw słoneczne i wyszłam z domu zostawiając karteczkę mamię o moich planach. Chłopaki już na mnie czekali przy aucie.
-No wreszcie! To było najdłuższe 15 minut w moim życiu- zawołał Niall.
-Mi też miło Cię widzieć.- uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Przywitałam się ze wszystkimi i wsiedliśmy do samochodu. Siedziałam obok Harrego, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Nie wiem czemu tak się gapi, chyba wyglądam w miarę możliwie..
Gdy dojechaliśmy na miejsce, jako pierwszy z auta wysiadł Niall i pobiegł do restauracji. Zrobiliśmy to samo.
Usiedliśmy przy stoliku, gdzie czekał już na nas Niall, złożyliśmy zamówienie i po 10 minutach wszyscy zajadali się już swoim śniadaniem.
Nie ukrywam, było zabawnie. Stolik był przy samym oknie, za którym znajdował się park. W najmniej oczekiwanym momencie Louis zobaczył gołębia
-Kevin!- krzyknął, przy czym wystraszył Zayna, który właśnie brał kęs naleśnika do ust. Chłopak zaczął się dławić a cała reszta, wraz ze mną zaczęła się głośno śmiać.
W drodze powrotnej Louis włączył radio, akurat leciała ich piosenka. Chłopaki zaczęli śpiewać, tańczyć i wygłupiać się. Wyglądało to komicznie. Nie mogłam opanować swojego śmiechu, który moim zdaniem był okropny.
Gdy już wróciliśmy po dziękowałam za wspaniałe śniadanie i skierowałam się w stronę swojego domu.
-Lea! Zaczekaj!- zawołał Harry podbiegając w moją stronę.
-Tak ?
-Jeśli nie masz żadnych planów na dziś- zaczął nieśmiało.- Może się gdzieś przejdziemy?- zaproponował.
-Ymm.. Jasne.- uśmiechnęłam się a chłopak odetchnął z ulgą.
-To wpadnę po Ciebie o 6.
-Ok.- odpowiedziałam i weszłam do domu.
W salonie na stoliku leżała karteczka od mojej rodzicielki że jest w pracy i będzie późno. Zostawiła mi pieniądze na obiad. Wyjęłam z lodówki butelkę wody mineralnej, rozłożyłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizję.
-O nie! Zasnęłam!- Powiedziałam sama do siebie i zerwałam się z kanapy. Spojrzałam na zegarek, za 10 minut przyjdzie Harry. Szybko pobiegłam do swojego pokoju i starałam się ogarnąć jakoś mój wygląd.
Usłyszałam pukanie do drzwi. To pewnie on. Przyszedł punktualnie, dlaczego nie mógł się spóźnić?
Pośpiesznie otworzyłam mu drzwi.
-Gotowa?- zapytał stając w drzwiach.
-Noo można tak powiedzieć- zaśmiałam się i wyszliśmy.
Szliśmy w stronę parku rozmawiając o wszystkim, śmiejąc się przy tym.
-A właśnie, muszę Ci oddać w końcu bluzę.- przypomniałam sobie siadając na ławce.
-Nie śpieszy mi się.- zaśmiał się siadając blisko mnie.
Po chwili podeszła do nas pewna staruszka:
-Szanujcie się na wzajem. Nie z błądźcie z dobrej drogi. Bądźcie wobec siebie lojalni. I pamiętajcie żeby zaczekać do ślubu.- zaczęła prawić nam kazania.
Zareagowaliśmy tak samo. Wybuchliśmy śmiechem, na co staruszka się oburzyła i poszła dalej.
-Szanujmy się!- powtórzył zabawnym głosem Harry.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz:
-Louis.-Powiedziałam po czym odebrałam.-Słucham?
-No cześć gołąbeczki. Gdzie jesteście? - zapytał.
-W parku.
-A'propos gołębi.. Jest tam gdzieś Kevin? Powiedz mu żeby wracał do domu.- powiedział powoli i wyraźnie.
-Co ty się tak tego Kevina uczepiłeś. Daj mu trochę wolności.- zaczęłam się śmiać, a Harry przyglądał się całej rozmowie.
-A jak ucieknie? Będę za nim tęsknił.- jego głos zadrżał, jak by się miał zaraz rozpłakać.
-Ok, powiem mu.- przewróciłam oczami.
-Dziękuję. - odpowiedział i rozłączył się.
Na niebie pojawiły się burzowe chmury.
-Zaraz zacznie padać deszcz, wracajmy.- zaproponowałam. Wstaliśmy i pośpiesznym krokiem udaliśmy się w stronę mojego domu. Zaprosiłam chłopaka do siebie. Gdy weszliśmy do mieszkania od razu lunęło. Nawet nie chcę myśleć co by się stało z moimi włosami jak byśmy nie zdążyli przed deszczem.
Zadzwoniłam po resztę chłopaków, którzy przesiadywali u Louisa i zamówiłam pizze.
__________________________
Przepraszam że tak rzadko dodaję rozdziały ale teraz praktycznie nie mam czasu. Muszę poprawić oceny na lepsze żeby dostać się do wymarzonej szkoły, mam próby poloneza, doskonalę swój angielski przed wakacjami i wiele innych.
Staram się jak mogę, ale nie zawsze wena dopisuję.
Muszę się wam pochwalić, że wczoraj przekułam sobie ucho, a dokładnie chrząstkę xD i cieszę się jak debil ;P
There's nothing left I used to cry, My conversation has run dry, That's what's goin' on, Nothing's fine. I'm torn. I'm all out of faith, This is how I feel, I'm cold and I'm shamed, Lying naked on the floor. Illusion never changed, Into something real. I'm wide awake and I can see the perfect sky is torn, You're a little late, I'm already torn...
sobota, 19 maja 2012
niedziela, 13 maja 2012
Rozdział 5.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Wpatrywali się we mnie jak by zobaczyli ducha. Czułam się skrępowana.
-Cześć- Wydukałam.
-Cześć- Odpowiedzieli wszyscy jednocześnie.
-Chłopaki, to jest Lea, moja przyjaciółka.- Przedstawił mnie Louis.- Lea, to jest Harry- Wskazał chłopaka w loczkach, który od razu się uśmiechnął a na jego policzkach ukazały się uroczę dołeczki.- Ten obok to Zayn- ciemnowłosy chłopak z brązowymi oczami.- Niall- Wygląda na farbowanego blondyna z pięknymi niebieskimi oczami- I Liam- wskazał ostatniego, brązowookiego chłopaka.
-Miło mi was poznać- powiedziałam nerwowo się uśmiechając.
-Nam Ciebie też, Louis dużo nam o Tobie opowiadał- uśmiechnął się uroczo loczek.
Louis zaprosił nas do salonu, chłopaki byli w trakcie oglądania filmu a dokładniej horroru, którego nienawidzę. Zawsze mam potem koszmary.
Usiadłam na kanapie pomiędzy Louisem a Harrym. Co i raz zakrywałam oczy dłońmi, natomiast oni śmiali się i komentowali poszczególne sceny, ten film w ogóle ich nie przerażał, no cóż w końcu są facetami.
Gdy tylko film się skończył odetchnęłam z ulgą.
-Ooo właśnie, Lea mam dla Ciebie niespodziankę.- Zawołał Louis i pobiegł w stronę szafki przy telewizorze wyciągając z niej jakąś płytę. Włożył ją do odtwarzacza DVD i włączył.
-To nasze nagrania z dzieciństwa- zaśmiał się siadając obok mnie z dużą miską popcornu.-Będzie zabawa- dodał cały rozbawiony.
Na ekranie pojawiła się dwójka małych urwisów z zabawkowymi mikrofonami w rękach.
-Proszę powiedz że to nie my i że nie będziemy śpiewać żadnych głupich piosenek- spojrzałam na niego z odrobiną nadziei że włączył nie tą płytę. On tylko poruszył zabawnie brwiami.
Okazało się że nie było aż tak tragicznie do momentu gdzie zaczęliśmy się wygłupiać. Mały Louis biegał po całym parku ganiając gołębie i krzycząc: "Kevin! Nie uciekaj!" a ja biegałam za nim z kilkoma marchewkami w rękach. Na nagraniu było jeszcze jak siedzimy w domku na drzewie i zajadamy się marchewkami, jak wyrzucamy z pokoju Louisa wszystkie jego skarpetki,jak robił mi warkoczyki, jak pływamy w ogromnym basenie, biegamy po całym podwórku, jak pojechaliśmy z moimi rodzicami na zakupy i wybrałam jego pierwszą koszulkę w paski, jak spędzamy wspólnie moje urodziny na których dostałam od Louisa zabawkowego gołębia, szelki i tonę marchewek, które i tak postem sam zjadł. Było tego strasznie dużo. Oglądałam to z uśmiechem na twarzy. Wszyscy wybuchli śmiechem na widok małego Louis w samych majtkach z czerwoną peleryną i pistoletem na wodę krzyczącego: "Jestem kapitan No More Socks i nigdy nie noszę skarpetek ! ". Chłopaki sikali ze śmiechu, a ja nie mogła złapać oddechu.
-Ejj !- Louis zrobił minę obrażonego.
-Jestem kapitan No More Socks!- krzyczał Zayn biegając po całym mieszkaniu.
-Musisz koniecznie pożyczyć mi tą płytę, zgram ją sobie i wyślę mojej przyjaciółce.- zwróciłam się do Louis cały czas się śmiejąc.
***
Chłopaki byli wspaniali, zaproponowali że coś mi zaśpiewają. Usiadłam na kanapie a oni stanęli przede mną w różnych śmiesznych pozach i zaczęli śpiewać WMYB. Wyglądało to komicznie, nie mogłam opanować mojego napadu śmiechu.
Wyszliśmy na taras, położyliśmy się na trawie i zaczęliśmy oglądać gwiazdy.
-Dlaczego wyprowadziłaś się z Londynu?- Harry skierował pytanie do mnie.
-Bo moi rodzice się rozwiedli.- odpowiedziałam zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą.
-Przepraszam, nie wiedziałem.- On również usiadł.
Zawiał chłodny wiatr, po moim ciele przeszły ciarki. Harry musiał to zauważyć bo zdjął swoją bluzę i zarzucił ją na moje ramiona.
-Dziękuję, ale nie będzie Ci zimno?- spojrzałam w jego zielone oczy.
-No co ty, Harry jest gorący.- Zaśmiał się Louis co doprowadziło do odnowienia mojej głupawki.
Dostałam sms od mamy że mam już wracać do domu. Byłam w sąsiednim domu a ona jak zwykle się martwiła że coś mi się stanie. Kocham swoją mamę ale uważam że jest nad opiekuńcza.
-Wybaczcie, muszę już wracać. - schowałam telefon do kieszeni i wstałam. Pożegnałam się ze wszystkimi i udałam się w stronę domu.
Gdy weszłam do środka czekała już na mnie kolacja przyrządzona przez mamę.
-Jestem!- krzyknęłam wchodząc do kuchni.
-No w końcu. Co masz na sobie?- wskazała bluzę Harrego.
-Oj, zapomniałam ją oddać, to bluza kolegi z zespołu Louisa.- zdjęłam ją i położyłam na oparciu krzesła.
-I jak było?- dopytywała się moja rodzicielka. Wszystko jej opowiedziałam, wspomniałam też o nagraniu z dzieciństwa. Powiedziała że to co było na tej płycie to nic w porównaniu do tego co tak naprawdę robiliśmy dzień w dzień. Cały czas wymyślaliśmy coś nowego i coraz głupszego. Zastanawiam się jak inni ludzie mogli wytrzymywać w naszym towarzystwie.
Gdy zjadłam kolację, złapałam za bluzę i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko kładąc obok bluzę. Pachniał jego perfumami które były cudowne.
-Cześć- Wydukałam.
-Cześć- Odpowiedzieli wszyscy jednocześnie.
-Chłopaki, to jest Lea, moja przyjaciółka.- Przedstawił mnie Louis.- Lea, to jest Harry- Wskazał chłopaka w loczkach, który od razu się uśmiechnął a na jego policzkach ukazały się uroczę dołeczki.- Ten obok to Zayn- ciemnowłosy chłopak z brązowymi oczami.- Niall- Wygląda na farbowanego blondyna z pięknymi niebieskimi oczami- I Liam- wskazał ostatniego, brązowookiego chłopaka.
-Miło mi was poznać- powiedziałam nerwowo się uśmiechając.
-Nam Ciebie też, Louis dużo nam o Tobie opowiadał- uśmiechnął się uroczo loczek.
Louis zaprosił nas do salonu, chłopaki byli w trakcie oglądania filmu a dokładniej horroru, którego nienawidzę. Zawsze mam potem koszmary.
Usiadłam na kanapie pomiędzy Louisem a Harrym. Co i raz zakrywałam oczy dłońmi, natomiast oni śmiali się i komentowali poszczególne sceny, ten film w ogóle ich nie przerażał, no cóż w końcu są facetami.
Gdy tylko film się skończył odetchnęłam z ulgą.
-Ooo właśnie, Lea mam dla Ciebie niespodziankę.- Zawołał Louis i pobiegł w stronę szafki przy telewizorze wyciągając z niej jakąś płytę. Włożył ją do odtwarzacza DVD i włączył.
-To nasze nagrania z dzieciństwa- zaśmiał się siadając obok mnie z dużą miską popcornu.-Będzie zabawa- dodał cały rozbawiony.
Na ekranie pojawiła się dwójka małych urwisów z zabawkowymi mikrofonami w rękach.
-Proszę powiedz że to nie my i że nie będziemy śpiewać żadnych głupich piosenek- spojrzałam na niego z odrobiną nadziei że włączył nie tą płytę. On tylko poruszył zabawnie brwiami.
Okazało się że nie było aż tak tragicznie do momentu gdzie zaczęliśmy się wygłupiać. Mały Louis biegał po całym parku ganiając gołębie i krzycząc: "Kevin! Nie uciekaj!" a ja biegałam za nim z kilkoma marchewkami w rękach. Na nagraniu było jeszcze jak siedzimy w domku na drzewie i zajadamy się marchewkami, jak wyrzucamy z pokoju Louisa wszystkie jego skarpetki,jak robił mi warkoczyki, jak pływamy w ogromnym basenie, biegamy po całym podwórku, jak pojechaliśmy z moimi rodzicami na zakupy i wybrałam jego pierwszą koszulkę w paski, jak spędzamy wspólnie moje urodziny na których dostałam od Louisa zabawkowego gołębia, szelki i tonę marchewek, które i tak postem sam zjadł. Było tego strasznie dużo. Oglądałam to z uśmiechem na twarzy. Wszyscy wybuchli śmiechem na widok małego Louis w samych majtkach z czerwoną peleryną i pistoletem na wodę krzyczącego: "Jestem kapitan No More Socks i nigdy nie noszę skarpetek ! ". Chłopaki sikali ze śmiechu, a ja nie mogła złapać oddechu.
-Ejj !- Louis zrobił minę obrażonego.
-Jestem kapitan No More Socks!- krzyczał Zayn biegając po całym mieszkaniu.
-Musisz koniecznie pożyczyć mi tą płytę, zgram ją sobie i wyślę mojej przyjaciółce.- zwróciłam się do Louis cały czas się śmiejąc.
***
Chłopaki byli wspaniali, zaproponowali że coś mi zaśpiewają. Usiadłam na kanapie a oni stanęli przede mną w różnych śmiesznych pozach i zaczęli śpiewać WMYB. Wyglądało to komicznie, nie mogłam opanować mojego napadu śmiechu.
Wyszliśmy na taras, położyliśmy się na trawie i zaczęliśmy oglądać gwiazdy.
-Dlaczego wyprowadziłaś się z Londynu?- Harry skierował pytanie do mnie.
-Bo moi rodzice się rozwiedli.- odpowiedziałam zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą.
-Przepraszam, nie wiedziałem.- On również usiadł.
Zawiał chłodny wiatr, po moim ciele przeszły ciarki. Harry musiał to zauważyć bo zdjął swoją bluzę i zarzucił ją na moje ramiona.
-Dziękuję, ale nie będzie Ci zimno?- spojrzałam w jego zielone oczy.
-No co ty, Harry jest gorący.- Zaśmiał się Louis co doprowadziło do odnowienia mojej głupawki.
Dostałam sms od mamy że mam już wracać do domu. Byłam w sąsiednim domu a ona jak zwykle się martwiła że coś mi się stanie. Kocham swoją mamę ale uważam że jest nad opiekuńcza.
-Wybaczcie, muszę już wracać. - schowałam telefon do kieszeni i wstałam. Pożegnałam się ze wszystkimi i udałam się w stronę domu.
Gdy weszłam do środka czekała już na mnie kolacja przyrządzona przez mamę.
-Jestem!- krzyknęłam wchodząc do kuchni.
-No w końcu. Co masz na sobie?- wskazała bluzę Harrego.
-Oj, zapomniałam ją oddać, to bluza kolegi z zespołu Louisa.- zdjęłam ją i położyłam na oparciu krzesła.
-I jak było?- dopytywała się moja rodzicielka. Wszystko jej opowiedziałam, wspomniałam też o nagraniu z dzieciństwa. Powiedziała że to co było na tej płycie to nic w porównaniu do tego co tak naprawdę robiliśmy dzień w dzień. Cały czas wymyślaliśmy coś nowego i coraz głupszego. Zastanawiam się jak inni ludzie mogli wytrzymywać w naszym towarzystwie.
Gdy zjadłam kolację, złapałam za bluzę i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko kładąc obok bluzę. Pachniał jego perfumami które były cudowne.
wtorek, 8 maja 2012
Rozdział 4.
-Musisz koniecznie poznać moich kolegów. Na pewno ich polubisz. Wpadniesz jutro do mnie o 7?- zaproponował Louis.
-No pewnie. Pytanie czy oni mnie polubią- dokończyłam jeść swoją marchewkę.
-Opowiadałem im o Tobie i są zachwyceni.- zaśmiał się. Odpowiedziałam mu na to uśmiechem.
Po chwili ciszy ponownie się odezwałam:
-Skoro byliśmy nierozłączni to czemu nie utrzymywaliśmy kontaktów?
-Dzwoniłem do Ciebie codziennie przez około dwa lata ale za każdym razem nie było sygnału.- tłumaczył.
-A na jaki numer dzwoniłeś?- Louis wyjął z kieszeni telefon i pokazał mi numer na który zawsze dzwonił.
-Ale, mój numer kończy się na 5 a nie na 6.- wyjaśniłam.
-Ale jestem głupi- złapał się za głowę i strzelił głupią minę.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Ojej! Zapomniałem. Mam dziś próbę, jak się znowu spóźnię chłopaki mnie zabiją.- krzyknął zrywając się na nogi.
-To na co jeszcze czekasz? Leć do nich.- zaśmiałam się.
Zeszliśmy ze starego domku na drzewie, Louis pobiegł na próbę a jak poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptopa. Miałam mnóstwo wiadomości a szczególnie od Julity. No tak, miałam do niej zadzwonić. Szybko złapałam za telefon i wybrałam w kontaktach jej numer.
-Halo?- odebrała.
-Cześć. Przepraszam, miałam do Ciebie zadzwonić od razu jak wyląduję, ale zupełnie wypadło mi to z głowy.- zaczęłam się tłumaczyć.
-Rozumiem, masz teraz dużo na głowie. Dobra, opowiadaj co tam. Spotkałaś się już z tym Louisem?- zaczęła się dopytywać.
-Tak, siedzieliśmy w domku na drzewie i jedliśmy marchewki.
-Marchewki? - wybuchła śmiechem przyjaciółka.- Z jakiej on jest planety?
-One Direction.- wspomniałam.
-Co ? -krzyknęła- To ten Louis ? Louis Tomlinson? - nie mogła uwierzyć.
-No, tak.
-Nie mów że resztę zespoły też poznałaś.
-Nie, mam ich poznać jutro- oznajmiłam
-Dziewczyno! Ale ty masz szczęście. Muszę kiedyś do Ciebie przyjechać.- była strasznie podjarana. Czyli w Polsce już są rozchwytywani.
-No, mam nadzieję.- zaśmiałam się.- Dobra, ja muszę kończyć. Paa.
-Pa.- rozłączyłam się.
Chciałam trochę poczytać o nich. Nie chcę się jutro wygłupić przed nimi. Zaczęłam szperać w internecie. Znalazłam sporo informacji. Mieli dobry wokal, fajne piosenki i byli całkiem przystojni.
***
Obudził mnie głos mamy wołający na śniadanie. Zwlokłam swoje zwłoki z łóżka i zeszłam na dół. W całym domu wspaniale pachniało. Usiadłam przy stole i zaczęłam zajadać się omletami.
-Jakieś plany na dziś? - mama przerwała ciszę.
-Wieczorem idę do Louisa - wzięłam łyk herbaty.
Mamę cieszył fakt że kontynuuję swoją znajomość z nim, widać że naprawdę go lubi.
Nie mogę się już doczekać wieczoru.
Gdy już zjadłam, posprzątałam po sobie. Moja rodzicielka musiała iść do pracy więc zostałam sama w domu. Ojciec nie mieszka z nami, wynajmuje mieszkanie żeby nie wchodzić mamie w drogę.
Rzuciłam się na kanapę i zaczęłam oglądać telewizję. Skakałam po różnych kanałach, w końcu trafiłam na jakiś ciekawy film. Czas przed telewizorem strasznie szybko leci.
-O nie. Mam jeszcze dwie godziny.- pomyślałam i pobiegłam na górę. Tak, wiem, to sporo czas i to tylko zwykłe spotkanie ale ja zawszę dramatyzuję. Z moim tempem to nawet trzy nie wystarczą.
Stanęłam w garderobie i powtarzałam sobie w myślach "To tylko zwykłe spotkanie, nie przesadź".
Wzięłam pierwsze lepsze ubrania i przebrałam się w nie. Pomalowałam się i rozpuściłam włosy. Nim się obejrzałam dochodziła już godzina 7.
Wyszłam z domu i ujrzałam na podjeździe Louisa jakiś samochód. Wygląda na to że wszyscy już są, tylko ja jak zwykle jestem ostatnia.
Zapukałam do drzwi, które pośpiesznie otworzył mi Louis.
-No w końcu jesteś. - uśmiechnął się promiennie i zaprosił mnie do środka.
Przede mną stanęła czwórka zupełnie obcych mi chłopaków.
-No pewnie. Pytanie czy oni mnie polubią- dokończyłam jeść swoją marchewkę.
-Opowiadałem im o Tobie i są zachwyceni.- zaśmiał się. Odpowiedziałam mu na to uśmiechem.
Po chwili ciszy ponownie się odezwałam:
-Skoro byliśmy nierozłączni to czemu nie utrzymywaliśmy kontaktów?
-Dzwoniłem do Ciebie codziennie przez około dwa lata ale za każdym razem nie było sygnału.- tłumaczył.
-A na jaki numer dzwoniłeś?- Louis wyjął z kieszeni telefon i pokazał mi numer na który zawsze dzwonił.
-Ale, mój numer kończy się na 5 a nie na 6.- wyjaśniłam.
-Ale jestem głupi- złapał się za głowę i strzelił głupią minę.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Ojej! Zapomniałem. Mam dziś próbę, jak się znowu spóźnię chłopaki mnie zabiją.- krzyknął zrywając się na nogi.
-To na co jeszcze czekasz? Leć do nich.- zaśmiałam się.
Zeszliśmy ze starego domku na drzewie, Louis pobiegł na próbę a jak poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptopa. Miałam mnóstwo wiadomości a szczególnie od Julity. No tak, miałam do niej zadzwonić. Szybko złapałam za telefon i wybrałam w kontaktach jej numer.
-Halo?- odebrała.
-Cześć. Przepraszam, miałam do Ciebie zadzwonić od razu jak wyląduję, ale zupełnie wypadło mi to z głowy.- zaczęłam się tłumaczyć.
-Rozumiem, masz teraz dużo na głowie. Dobra, opowiadaj co tam. Spotkałaś się już z tym Louisem?- zaczęła się dopytywać.
-Tak, siedzieliśmy w domku na drzewie i jedliśmy marchewki.
-Marchewki? - wybuchła śmiechem przyjaciółka.- Z jakiej on jest planety?
-One Direction.- wspomniałam.
-Co ? -krzyknęła- To ten Louis ? Louis Tomlinson? - nie mogła uwierzyć.
-No, tak.
-Nie mów że resztę zespoły też poznałaś.
-Nie, mam ich poznać jutro- oznajmiłam
-Dziewczyno! Ale ty masz szczęście. Muszę kiedyś do Ciebie przyjechać.- była strasznie podjarana. Czyli w Polsce już są rozchwytywani.
-No, mam nadzieję.- zaśmiałam się.- Dobra, ja muszę kończyć. Paa.
-Pa.- rozłączyłam się.
Chciałam trochę poczytać o nich. Nie chcę się jutro wygłupić przed nimi. Zaczęłam szperać w internecie. Znalazłam sporo informacji. Mieli dobry wokal, fajne piosenki i byli całkiem przystojni.
***
Obudził mnie głos mamy wołający na śniadanie. Zwlokłam swoje zwłoki z łóżka i zeszłam na dół. W całym domu wspaniale pachniało. Usiadłam przy stole i zaczęłam zajadać się omletami.
-Jakieś plany na dziś? - mama przerwała ciszę.
-Wieczorem idę do Louisa - wzięłam łyk herbaty.
Mamę cieszył fakt że kontynuuję swoją znajomość z nim, widać że naprawdę go lubi.
Nie mogę się już doczekać wieczoru.
Gdy już zjadłam, posprzątałam po sobie. Moja rodzicielka musiała iść do pracy więc zostałam sama w domu. Ojciec nie mieszka z nami, wynajmuje mieszkanie żeby nie wchodzić mamie w drogę.
Rzuciłam się na kanapę i zaczęłam oglądać telewizję. Skakałam po różnych kanałach, w końcu trafiłam na jakiś ciekawy film. Czas przed telewizorem strasznie szybko leci.
-O nie. Mam jeszcze dwie godziny.- pomyślałam i pobiegłam na górę. Tak, wiem, to sporo czas i to tylko zwykłe spotkanie ale ja zawszę dramatyzuję. Z moim tempem to nawet trzy nie wystarczą.
Stanęłam w garderobie i powtarzałam sobie w myślach "To tylko zwykłe spotkanie, nie przesadź".
Wzięłam pierwsze lepsze ubrania i przebrałam się w nie. Pomalowałam się i rozpuściłam włosy. Nim się obejrzałam dochodziła już godzina 7.
Wyszłam z domu i ujrzałam na podjeździe Louisa jakiś samochód. Wygląda na to że wszyscy już są, tylko ja jak zwykle jestem ostatnia.
Zapukałam do drzwi, które pośpiesznie otworzył mi Louis.
-No w końcu jesteś. - uśmiechnął się promiennie i zaprosił mnie do środka.
Przede mną stanęła czwórka zupełnie obcych mi chłopaków.
środa, 2 maja 2012
Rozdział 3.
Przechodząc z lotniska do taksówki zaciągnęłam się Londyńskim powietrzem. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, zobaczyć swój stary pokój, wyjść na balkon i obserwować całą okolicę.
Jadąc taksówką zobaczyłam wielki bilbord z piątką chłopaków.
-Czyżby kolejna fanka One Direction?- zapytał kierowca spoglądając w lusterko samochodowe.
-One co ? Nigdy o nich nie słyszałam.
-Widzę, że panienka nie tutejsza. Ta piątka chłopaków to bożyszcze nastolatek. Są nowi w branży muzycznej, zajęli trzecie miejsce w brytyjskim X Factor. Teraz nagrali swój pierwszy kawałek. Ooo, właśnie leci w radiu- kierowca od głosił radio. Chwilę się wsłuchałam. Gdzieś już ją słyszałam. A no tak, słyszałam ją po raz pierwszy jeszcze w Polsce. Wydawała się trochę dziwna ale wpadająca w ucho.
Przed domem czekał ojciec. Wyskoczyłam z taksówki i rzuciłam się mu na szyję.
-Cześć kochanie. Nawet nie wiesz jak tęskniłem- odwzajemnił mój uścisk ojciec.
-Ja też.
Wzięłam swoje walizki i weszłam do środka. Z tego co pamiętam to było tu zupełnie inaczej.
-Zrobiłeś remont ? - mama skierowała pytanie do ojca.
-Tak, chciałem trochę odnowić to mieszkanie ze względu na wasz przyjazd. Mam nadzieję że będzie wam się tu dobrze mieszkało. - wziął od nas walizki i zaniósł do salonu.
No muszę przyznać że mój staruszek na gust. Wszystko wygląda wspaniale.
-Nie gniewaj się Lea, ale twój pokój też uległ zmianie. Pomyślałem że skoro jesteś już starsza to nie będziesz chciała mieć całego różowego pokoju wypełnionego lalkami. - powiedział z nadzieją że nie będę na niego zła.
-No co ty, tato. Na ciebie nie da się gniewać.- po raz kolejny go przytuliłam. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam na górę. Otworzyłam drzwi na których była wielka litera "L" i weszłam do środka. Walizki wyślizgnęły mi się z rąk. Pokój wyglądał wspaniale. Beżowe ściany, wielkie łóżko, dość spora garderoba, szklane biurko. Na ścianach była masa zdjęć z dzieciństwa, z rodzicami. Jednak najwięcej było z Louisem, jak pływamy, jeździmy na rowerach, biegamy po całym podwórku, zajadamy się marchewkami i jak bawimy się w domku na drzewie. W mojej głowie pojawiły się zamazanie i nie wyraźne projekcje tych wydarzeń.
Wyszłam na balkon, oparłam się o barierkę, zamknęłam oczy i ponownie zaciągnęłam się Londyńskim powietrzem.
-O matko ! Lea ? - usłyszałam jakiś głos. Na balkonie w sąsiednim domu stał jakiś chłopak.
-Ymm.. Tak.- powiedziałam przyglądając się mu.
-Wróciłaś ! - zawołał skacząc. - Mamo ! Lea wróciła ! - zaczął krzyczeć tak aby wszyscy usłyszeli i wbiegł do swojego domu.
Czy to był Louis ? Wyszłam szybko przed dom i zobaczyłam jak chłopak biegnie w moją stronę.Za nim wybiegła jakaś kobieta.
-Lea ! - znowu krzyknął. Podniósł mnie i zakręcił. - Boże, Lea w końcu wróciłaś. - postawił mnie na ziemię i mocno przytulił. Musiało wyglądać to komicznie.
-Ty jesteś Louis ? -zapytałam by się upewnić.
-Nie pamiętasz mnie? - jego mina wyraźnie posmutniała.
-Przepraszam. Nie pamiętam wszystkiego. - spuściłam głowę.
-Ehhh.. Nie martw się, zdążymy wszystko nadrobić. Dzięki mnie wszystko sobie przypomnisz.- Na jego twarzy ponownie zawitał uśmiech. - Tak się cieszę że wróciłaś.- przytulił mnie mocno.
-Lea jak ty wyrosłaś. - zawołała znajoma mi kobieta. To pewnie matka Louisa. To dziwne że ją pamiętam a jego nie. Może dlatego że Louis się zmienił przez te 10 lat.
Zaprosiłam chłopaka do siebie.
-Wow.. Ale się tu zmieniło.- zauważył wchodząc do mojego pokoju. Jego uwagę przykuły zdjęcia na ścianie.
-Ooo pamiętasz jak jedliśmy marchewki w domku na drzewie? - powiedział śmiejąc się.
-Coś kojarzę. - przypatrywałam się mu uważnie. Nagle mnie olśniło.
-To ty ! Widziałam twoje zdjęcie na bilbordzie.- krzyknęłam w najmniej oczekiwanym momencie tak że go wystraszyłam. -Wybacz- dodałam śmiejąc się.
-Bardzo możliwe. Jestem w zespole. - poruszył zabawnie brwiami.- Musisz poznać moich kumpli ale dopiero wtedy jak sobie wszystko przypomnisz- uśmiechnął się szeroko, co wyglądało zabawnie.
Po chwili oboje się śmieliśmy i nawet nie wiem z czego.
-Dobra, bierzemy marchewki i idziemy do domku na drzewie.- oznajmił łapiąc mnie za nadgarstek. Poszliśmy do kuchni.
-Ooo są marchewki ! - krzyknął, biorą je do ręki.
-Widzę że jeszcze ci nie przeszła miłość do nich.- zauważyła moja rodzicielka.
-No co pani. Ich się nie da nie kochać. - zrobił zabawną minę i wyszliśmy. Za moim domem znajdował się duży domek.
-Jesteś pewny że to bezpieczne? - zatrzymałam się.
-Może się nie zarwie- zaśmiał się.
Wdrapaliśmy się na górę. W środku było przytulnie. Wszędzie były porozrzucane nasze zdjęcia. Usiedliśmy na 'podłodze'. Louis wręczył mi marchewkę z wielu, zaczęliśmy się nimi zajadać. Obejrzałam wszystkie zdjęcia jakie tu były, powoli zaczęłam sobie przypominać niektóre sytuacje. Louis wszystko dokładnie mi opowiadał co jeszcze bardziej pomogło.
Jadąc taksówką zobaczyłam wielki bilbord z piątką chłopaków.
-Czyżby kolejna fanka One Direction?- zapytał kierowca spoglądając w lusterko samochodowe.
-One co ? Nigdy o nich nie słyszałam.
-Widzę, że panienka nie tutejsza. Ta piątka chłopaków to bożyszcze nastolatek. Są nowi w branży muzycznej, zajęli trzecie miejsce w brytyjskim X Factor. Teraz nagrali swój pierwszy kawałek. Ooo, właśnie leci w radiu- kierowca od głosił radio. Chwilę się wsłuchałam. Gdzieś już ją słyszałam. A no tak, słyszałam ją po raz pierwszy jeszcze w Polsce. Wydawała się trochę dziwna ale wpadająca w ucho.
Przed domem czekał ojciec. Wyskoczyłam z taksówki i rzuciłam się mu na szyję.
-Cześć kochanie. Nawet nie wiesz jak tęskniłem- odwzajemnił mój uścisk ojciec.
-Ja też.
Wzięłam swoje walizki i weszłam do środka. Z tego co pamiętam to było tu zupełnie inaczej.
-Zrobiłeś remont ? - mama skierowała pytanie do ojca.
-Tak, chciałem trochę odnowić to mieszkanie ze względu na wasz przyjazd. Mam nadzieję że będzie wam się tu dobrze mieszkało. - wziął od nas walizki i zaniósł do salonu.
No muszę przyznać że mój staruszek na gust. Wszystko wygląda wspaniale.
-Nie gniewaj się Lea, ale twój pokój też uległ zmianie. Pomyślałem że skoro jesteś już starsza to nie będziesz chciała mieć całego różowego pokoju wypełnionego lalkami. - powiedział z nadzieją że nie będę na niego zła.
-No co ty, tato. Na ciebie nie da się gniewać.- po raz kolejny go przytuliłam. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam na górę. Otworzyłam drzwi na których była wielka litera "L" i weszłam do środka. Walizki wyślizgnęły mi się z rąk. Pokój wyglądał wspaniale. Beżowe ściany, wielkie łóżko, dość spora garderoba, szklane biurko. Na ścianach była masa zdjęć z dzieciństwa, z rodzicami. Jednak najwięcej było z Louisem, jak pływamy, jeździmy na rowerach, biegamy po całym podwórku, zajadamy się marchewkami i jak bawimy się w domku na drzewie. W mojej głowie pojawiły się zamazanie i nie wyraźne projekcje tych wydarzeń.
Wyszłam na balkon, oparłam się o barierkę, zamknęłam oczy i ponownie zaciągnęłam się Londyńskim powietrzem.
-O matko ! Lea ? - usłyszałam jakiś głos. Na balkonie w sąsiednim domu stał jakiś chłopak.
-Ymm.. Tak.- powiedziałam przyglądając się mu.
-Wróciłaś ! - zawołał skacząc. - Mamo ! Lea wróciła ! - zaczął krzyczeć tak aby wszyscy usłyszeli i wbiegł do swojego domu.
Czy to był Louis ? Wyszłam szybko przed dom i zobaczyłam jak chłopak biegnie w moją stronę.Za nim wybiegła jakaś kobieta.
-Lea ! - znowu krzyknął. Podniósł mnie i zakręcił. - Boże, Lea w końcu wróciłaś. - postawił mnie na ziemię i mocno przytulił. Musiało wyglądać to komicznie.
-Ty jesteś Louis ? -zapytałam by się upewnić.
-Nie pamiętasz mnie? - jego mina wyraźnie posmutniała.
-Przepraszam. Nie pamiętam wszystkiego. - spuściłam głowę.
-Ehhh.. Nie martw się, zdążymy wszystko nadrobić. Dzięki mnie wszystko sobie przypomnisz.- Na jego twarzy ponownie zawitał uśmiech. - Tak się cieszę że wróciłaś.- przytulił mnie mocno.
-Lea jak ty wyrosłaś. - zawołała znajoma mi kobieta. To pewnie matka Louisa. To dziwne że ją pamiętam a jego nie. Może dlatego że Louis się zmienił przez te 10 lat.
Zaprosiłam chłopaka do siebie.
-Wow.. Ale się tu zmieniło.- zauważył wchodząc do mojego pokoju. Jego uwagę przykuły zdjęcia na ścianie.
-Ooo pamiętasz jak jedliśmy marchewki w domku na drzewie? - powiedział śmiejąc się.
-Coś kojarzę. - przypatrywałam się mu uważnie. Nagle mnie olśniło.
-To ty ! Widziałam twoje zdjęcie na bilbordzie.- krzyknęłam w najmniej oczekiwanym momencie tak że go wystraszyłam. -Wybacz- dodałam śmiejąc się.
-Bardzo możliwe. Jestem w zespole. - poruszył zabawnie brwiami.- Musisz poznać moich kumpli ale dopiero wtedy jak sobie wszystko przypomnisz- uśmiechnął się szeroko, co wyglądało zabawnie.
Po chwili oboje się śmieliśmy i nawet nie wiem z czego.
-Dobra, bierzemy marchewki i idziemy do domku na drzewie.- oznajmił łapiąc mnie za nadgarstek. Poszliśmy do kuchni.
-Ooo są marchewki ! - krzyknął, biorą je do ręki.
-Widzę że jeszcze ci nie przeszła miłość do nich.- zauważyła moja rodzicielka.
-No co pani. Ich się nie da nie kochać. - zrobił zabawną minę i wyszliśmy. Za moim domem znajdował się duży domek.
-Jesteś pewny że to bezpieczne? - zatrzymałam się.
-Może się nie zarwie- zaśmiał się.
Wdrapaliśmy się na górę. W środku było przytulnie. Wszędzie były porozrzucane nasze zdjęcia. Usiedliśmy na 'podłodze'. Louis wręczył mi marchewkę z wielu, zaczęliśmy się nimi zajadać. Obejrzałam wszystkie zdjęcia jakie tu były, powoli zaczęłam sobie przypominać niektóre sytuacje. Louis wszystko dokładnie mi opowiadał co jeszcze bardziej pomogło.
Subskrybuj:
Posty (Atom)